Rodzinna wyprawa na afrykańską sawannę miała być spokojnym spacerem. Słońce złociło krajobraz, ptaki śpiewały, a rodzice słuchali przewodnika, przekonani, że ich córeczka śpi w wózku.
Nagle jednak wydarzyło się coś niespodziewanego. Dziewczynka, ciekawa świata, otworzyła oczy i cicho wyszła z wózka. Zaczęła raczkować po czerwonej ziemi, zafascynowana trawą i motylami. Nikt nie zauważył jej zniknięcia.

Po chwili znalazła się kilka metrów dalej, wśród krzewów. Wtedy z zarośli wyszedł ogromny lew. Jego grzywa lśniła w słońcu, a złote oczy patrzyły prosto na dziecko. Zbliżał się powoli, ciężkimi krokami.
Każdy dorosły zamarłby ze strachu, lecz dziewczynka tylko się śmiała i próbowała dotknąć jego ogona. Lew stanął. Jego oddech musnął jej twarz, a potężny ryk wstrząsnął powietrzem.

W tej chwili wydarzyło się coś niezwykłego. Z trawy wysunął się wąż, gotów do ataku. Lew zaryczał ponownie, skoczył naprzód i jednym potężnym ciosem łapy zabił gada.
Dziecko zaśmiało się, nie rozumiejąc, że właśnie zostało ocalone. Lew patrzył na nią spokojnie, niemal opiekuńczo.

Gdy rodzice przybiegli, zamarli: ich córeczka na ziemi, martwy wąż obok i ogromny lew tuż przy niej. Ojciec krzyknął, lecz zwierzę tylko cofnęło się powoli i odeszło w gęste krzewy.
Tego dnia, w sercu sawanny, drapieżnik na moment stał się aniołem stróżem.