Kierowany instynktem, Julien podniósł ją, okrył swoim płaszczem i natychmiast wezwał lekarza. W rozległej rodzinnej posiadłości spędził noc, czuwając przy niej. Gdy odzyskała przytomność, jej pierwsze słowa uderzyły go jak grom z jasnego nieba:
— Ty jesteś Julien… Julien Morel? Mama mówiła, że jesteś moim wujkiem.
Julien pomyślał, że to halucynacja. Ale imię, które dziewczynka wyszeptała później, zatrzymało jego serce: Éléonore. Jego siostra bliźniaczka, zaginiona w pożarze dwadzieścia lat temu, nigdy nieodnaleziona.

W kolejnych dniach prawda wyszła na jaw. Éléonore przeżyła, uciekając od rozbitej rodziny i brutalnego ojca. Miała troje dzieci, żyła skromnie pod fałszywym nazwiskiem, zanim zmarła na gwałtowną chorobę. Léa, jej najstarsza córka, próbowała odnaleźć wujka, kierując się słowami matki:
„Szukaj domu ze złotymi oknami.”
Julien, przez lata więzień własnej samotności, zrozumiał wtedy, że najcenniejsze dziedzictwo nie mierzy się w milionach, lecz w duszach do ocalenia.
Pod śniegiem złożył ciche ślubowanie, że będzie chronił te dzieci jak własne — i że odda Éléonore spokój, którego nigdy nie zaznała.
Wiatr świstał między drzewami w Ogrodzie Luksemburskim, gdy Julien Morel odkrył pod ośnieżoną ławką nieprzytomną dziewczynkę, trzymającą przy sobie dwoje niemowląt. Ten obraz wypalił się w jego pamięci — trzy życia zawieszone w lodowatym oddechu zimy.
Zabrał ich szybko do swojego dworu. Ciepło ognia, koce, obecność lekarza… Powoli życie wróciło do małych ciał. Kiedy dziewczynka otworzyła oczy, wyszeptała cicho:
— Mama powiedziała, żebym cię znalazła, Julien. Jesteś naszą rodziną.
Julien znieruchomiał. Nikt nie mógł znać imienia, które wypowiedziała potem: Éléonore. Jego zaginiona siostra, pochłonięta przez płomienie dwadzieścia lat temu. Cały jego świat runął. Zlecił śledztwo i badania DNA. Wynik był jasny: dzieci miały jego krew.

Za tym cudem kryła się historia ucieczki i przetrwania. Éléonore uciekła od rodzinnego dziedzictwa, kłamstw i chciwości Morelów. Znalazła miłość gdzie indziej — i w biedzie, wolność. Jej dzieci były wszystkim, co jej pozostało — a teraz, wszystkim, co miał Julien.
Zimno, które zamroziło jego serce na lata, stopniało. Te troje dzieci, które pojawiły się w śniegu niczym znak losu, stały się światłem jego nowego życia.
Pod śniegiem Luksemburga Julien Morel przestał być spadkobiercą: stał się bratem, ojcem, człowiekiem naprawdę żyjącym.